Moje życie kulturalne nabiera rozpędu. Kino, koncerty, pokazy. Tyle ciekawych rzeczy się dzieje, że aż trudno za tym nadążyć.
Ostatnimi czasy byłam na koncercie TSA co przy posiadaniu boskiego wujka znającego się z zespołem było genialnym przeżyciem. Chociaż w sumie ludzie jak ludzie, aczkolwiek zawsze miło popatrzeć na pałeczkę od perkusji stojącą w pokoju. A i w klubie posiadanie jej przeze mnie wzbudziło już zainteresowanie reszty ludzi. Ma się znajomości to ma się fajne koncerty, haha.
A wczoraj był nocny maraton filmowy Tima Burtona. Świetna impreza w dodatku za darmo. W pakiecie dodawali jeszcze kawę, herbatę, ciasteczka i paluszki. A wszystko za przywleczenie tam swojej osoby. Oby więcej takich imprez, bo wczorajsza noc wydaje mi się cudowną inicjatywą. I utiwerdziła mnie w przekonaniu, że Burton ma chorą* wyobraźnię.
*chorą nie oznacza, że złą, beznadziejną lub coś w tym stylu! W tym przypdaku chodzi mi o podkreślenie inności jego patrzenia na świat od sposobu patrzenia reszty ludzi.
2 komentarze:
Cóż ,nie zmienia faktu ,że beze mnie byś nie pojechała .
Jak to nie? To ja to znalazłam, brat był gotowy pojechać ze mną jeśli nie miałabym nikogo do towarzystwa.
Prześlij komentarz