wtorek, 20 października 2009

chory sen wariata

Kolejną noc, przekręcam się z boku na bok. Sny, koszmary, las, sklep, ona, on, cała rodzina. Wszystko jest dziwne, ciemne barwy, jacyś ludzie. A ja jestem sama.
Budzę się, kilkanaście razy w nocy. Strach. Niczym przecież nie spowodowany. Jestem w domu, we własnym łóżku, za ścianą są rodzice. A jednak się boję. Czasem mam wrażenie, że wychodzi ze mnie cały strach z ostatnich kilku lat. Wszystko to, czego chciałam się pozbyć wraca.

Still have too many dreams
Never seen the light
I need another world
A place where I can go

Wracają także ludzie. Prawie wszyscy... prawie.
Ale przecież ciągle wiem, że nie jestem sama. Przecież mam na kogo liczyć. A jednak, te ręce, ten specyficzny zapach, który często mnie prześladuje, to spojrzenie i głos. To wszystko dawało mi ukojenie. Nie umiem pogodzić się z tą stratą, nie w ten sposób. Coś było i znika. Nie zgadzam się! Chcę powrotu. A potem... potem się zobaczy.

Mam wrażenie, że od wczoraj wiem z kim mogę porozmawiać. Mogę tylko nie mieć odwagi. Teraz ciągle mi jej brakuje.

płaczę

1 komentarz:

Emil pisze...

Zwykle jak coś się traci, zyskuje się coś innego. Głowa uszy oczy i nos do góry!